Ludzi jest pełno. Już o godzinie 6 rano Kabwe tętni życiem.
Wszyscy gdzieś spieszą. Dzieciaki w starannie przygotowanych mundurkach
podążają równym krokiem do szkoły.
Na poboczu kwitnie handel. Obok tak zwanego
sklepu meblowego, czyli rozłożonych na piachu łóżek, leżą płyty nagrobkowe. Co
chwila spotyka się budki przydrożne, z warzywami, owocami czy nawet rzeczami,
które dla nas – białych wydawałyby się śmieciami, nieposiadającymi wartości. W
powietrzu wyczuwa się zapach palonej trawy i ziół, który wraz z unoszącym się, czerwonawym
pyłem piasku przydrożnego tworzy niesamowitą aurę.
Klimat pomimo pory zimowej jest dla nas przyjazny. Podobny
do tego w Polsce. Rankiem wita nas delikatny chłód, ale gdy tylko wstanie
słońce, a następuje to momentalnie, około godziny 6.30, zaczyna robić się coraz
cieplej. Ludzie ubierają się przeróżnie, większość podobnie jak my, w Europie,
z tym, że bardziej lubują się w kolorach jaskrawych, pełnych życia. Kobiety
natomiast noszą piękne, zdobione, barwne chitenge – są to duże kawałki
materiału, o najrozmaitszych funkcjach – tutaj w większości występują jako
spódnice lub nosidełka dla dzieci. Każdy stara się zrobić coś z niczego. Nawet
jeżeli nie stać go na ubranie, okryje się kawałkiem materiału, torebkami
plastikowymi. Trzeba mieć niemało odwagi, samozaparcia i pomysłowości, żeby
przeżyć z dnia na dzień.
Pozytywnie zaskoczyła nas otwartość Zambijczyków. Dwie białe
Polki – tzw. Muzungu zwracały na siebie uwagę. Ale było to raczej czyste
zaciekawienie, niż niechęć. W drodze pozdrawiano nas i witano uśmiechem. Brak
jest anonimowości. Każdy z uśmiechem na twarzy woła: Good morning. How are you?
Na ulicach panuje gwar, przeplatają się głosy, śmiechy,
krzyki, głośna muzyka i odgłosy jadących samochodów. Miasto tętni życiem do późnej
nocy.
Martyna i Aga