czwartek, 6 lipca 2017

18 godzin

3 lipca rozpoczęłyśmy podróż w nieznane. Docelowo znałyśmy miejsce naszego pobytu, jednak nie wiedziałyśmy, czego możemy się spodziewać ze strony mieszkańców Kabwe, misjonarzy oraz dzieci.

Będąc jeszcze w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie, otrzymałyśmy specjalne błogosławieństwo podczas Mszy Św. Dopiero wtedy poczułyśmy, jak duża odpowiedzialność na nas spoczywa, ale też, jak cenny dar otrzymałyśmy. Teraz to my mamy świadczyć o Jezusie Chrystusie, być posłuszne słowom Psalmu: ,, Idźcie i głoście światu Ewangelię”.

W czasie pobytu w ośrodku i wielokrotnym przepakowywaniu walizek, miałyśmy okazję rozmawiać z wieloma byłymi wolontariuszami oraz misjonarzami. Ich oczy świeciły radością i tęsknotą, gdy przypominali sobie chwile spędzone w Afryce. Już to dodawało nam otuchy i napełniało przekonaniem, że chwile spędzone na placówce będą niezapomnianym czasem w naszym życiu.

Całkowita podróż trwała ok. 18 godzin. Pierwsza przesiadka miała miejsce we Frankfurcie, gdzie dałyśmy radę szybko się przesiąść dzięki ogarnięciu Ks. Macieja. Najdłuższy lot, pomiędzy Frankfurtem a stolicą Etiopii, w większości przespałyśmy. Zaskoczyły nas smaczne posiłki oraz uroda młodziutkich stewardes z Etiopii.

Na lotnisku mieniło się od wielokulturowości. Spotkałyśmy zarówno ludzi w nowoczesnych, eleganckich garniturach, jak i w tradycyjnych, kolorowych, plemiennych strojach.



Po krótkim czasie rozpoczęłyśmy ostatni lot w kierunku zambijskiej ziemi. Uderzył nas ogrom przestrzeni, płaskich, rozciągających się i niezagospodarowanych terenów. Po kontroli żółtych książeczek ze szczepieniami przyszła kolej na kupno wiz turystycznych. Tutaj dopiero poczułyśmy afrykański styl bycia, pełną radosnego zamieszania dezorganizację. Ciężko było także zrozumieć tutejszy akcent, ale przyjazne usposobienie Zambijczyków, uśmiech na twarzy i cierpliwość wobec turystów dodawały nam odwagi.




Zwieńczeniem podróży było przywitanie się z Ks. Michałem Wziętkiem - dyrektorem placówki salezjańskiej w Kabwe i naszym opiekunem podczas wolontariatu misyjnego. Jego uśmiech na twarzy, mocny uścisk i ciepło bijące z wewnątrz zdawały się być dobrym znakiem na resztę pobytu w Afryce.

Aga i Martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz